Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

INFORMACJE
Czarna seria zatruć dzieci
Zły dotyk pana nauczyciela wuefu
Alkoholu nie kupisz nocą
Silna kobieta z talentem
Znowu podwyżka za wywóz śmieci
Nowa sekretarz miasta Iławy
Hulajnogi blokują miasto
Kto wreszcie zlikwiduje szlabany?
Kolejna porodówka zlikwidowana
Szef zapłaci za zmarłego pracownika
Koniec ery Adama Żylińskiego
Zabił ją narkotyk
Odeszła legenda sportu
Nie żyje Aleksandra Zecha
Iga Świątek i Agnieszka Radwańska polubiły Iławę
Droższe bilety autobusów miejskich
Czy ktoś kradnie nawet woreczki na psie kupy?
Paszport wyrobisz w Iławie!
Czy przewodniczący Brzozowski straci mandat?
Znany muzyk jazzowy oskarżony o pedofilię
Więcej...

INFORMACJE

2015-11-04

Minister Żuchowski: Musiałem powiedzieć o tym pociągu


– Wszyscy mówią, że urzędnicy są skostniali, działają schematycznie. Ja uważam, że powiedzenie publicznie prawdy o ukrytym pociągu i ostrzeżenie o możliwości jego zaminowania to był mój obowiązek – mówi Piotr Żuchowski.

O iławskim wątku słynnego „złotego pociągu” ukrytego pod Wałbrzychem rozmawiamy z PIOTREM ŻUCHOWSKIM, wiceministrem kultury i generalnym konserwatorem zabytków.



Minister PIOTR ŻUCHOWSKI mówi o Złotym Pociągu:
„Musiałem o nim powiedzieć”.




RADOSŁAW SAFIANOWSKI:
– Dlaczego sprawa ukrytego niemieckiego pociągu, tak zwanego „złotego”, ujrzała światło dzienne dopiero teraz, a nie pół wieku temu?

PIOTR ŻUCHOWSKI:
– Z tego, co mi powiedział przedstawiciel znalazców, to były SS-man na łożu śmierci wyjawił rodzinie informację o pociągu pancernym, przekazując też schematyczną mapkę z precyzyjną lokalizacją. Trzeba mieć świadomość, że Niemcy, kiedy ukrywali pociąg wiosną 1945 roku, robili to z przekonaniem, że miejsce ukrycia będzie leżało na terenie powojennych Niemiec, bo wtedy większość twierdziła, że granica Polski miała być na Nysie Kłodzkiej, nie zaś Nysie Łużyckiej, jak mamy obecnie. Na początku 1945 Niemcy byli pewni, że Wrocław i Wałbrzych będą niemieckie…

– Powszechnie wiadomo było, że znalazcami jest dwójka mężczyzn: Polak i Niemiec.

– Nigdy się z nimi nie spotkałem. Proszę zauważyć, że znalazcy ujawnili się dopiero na przełomie sierpnia i września, po mojej konferencji prasowej. Ze mną kontaktował się ich przedstawiciel, notabene pochodzący z Iławy. Do dziś mieszkają tu jego rodzice. Poznałem go kilkanaście lat temu właśnie w Iławie. To on odezwał się do mnie, informując, że znaleziono ukryty pod ziemią pociąg pancerny. O takim pociągu zresztą później informowałem. Tak zwany „złoty pociąg” jest kreacją całkowicie medialną, odwołującą się do powojennej legendy o pociągu z kosztownościami i złotem, który miał wyjechać z Wrocławia i ślad po nim zaginął...

– Jak wyglądało pańskie spotkanie z tajemniczym iławianinem?

– Wszystko zaczęło się w maju tego roku, kiedy do ministerstwa przyszedł do mnie ów człowiek. Miał bardzo precyzyjne informacje i przedstawiał je z dużą pewnością. Zrelacjonował, że pancerny pociąg został zatrzymany na bocznicy i przysypany znaczną ilością ziemi. Ważne były też informacje, że pociąg jest najprawdopodobniej zaminowany.

– Podobno widział go pan na zdjęciu georadarowym?

– Zgadza się, widziałem znaczny fragment pociągu pancernego.

– I co pan zobaczył?

– Wagony z platformami i działami. Takie charakterystyczne zarysy wieżyczek strzelniczych, jakie znamy na przykład z czołgów.

– A co z zawartością pociągu?

– Pociąg pancerny miał wepchnąć na bocznicę wagony towarowe i razem cały ten ukryty transport ma mierzyć około stu metrów. To jest nadal wielką tajemnicą, co Niemcy ukryli wewnątrz pancernego pociągu i tych dołączonych wagonów. Przedstawiciel znalazców mówił, że tam wewnątrz najprawdopodobniej są prototypy jakiejś tajnej broni Hitlera, może jeszcze coś. Ale dopóki nie dotrzemy do samego pociągu, przypuszczenia co do jego zawartości są tylko spekulacjami.

– Czego w ogóle żądał od pana ów iławianin?

– Warunkował ujawnienie dokładnego miejsca lokalizacji ukrycia pociągu zagwarantowaniem przez polskie władze 10 procent znaleźnego oraz wyłącznego prawa dla znalazców do nakręcenia filmu o tymże pociągu. Cała ta sprawa była czymś absolutnie odbiegającym od rutynowych działań mojego ministerstwa, dlatego odesłałem przedstawiciela znalazców do dyrektora Departamentu Ochrony Zabytków, by wypracować jakieś proceduralno-prawne rozwiązanie dla tej nietypowej sprawy.

– Dotychczas nie zdarzyło się, by ktoś odnalazł cały pociąg…

– Ludzie zgłaszali znalezienie pojedynczego czołgu czy działa, ale nie pociągu! Tak naprawdę nie mieliśmy przygotowanych procedur dla takiej sprawy. Przyjęliśmy ostatecznie wykładnię ustawy o rzeczach znalezionych, która rozpoczynała całą procedurę od oficjalnego zgłoszenia u właściwego starosty. Ale znalazcy popełnili błąd i zamiast pójść do prezydenta Wałbrzycha, który jak każdy prezydent ma uprawnienia starosty grockiego, poszli do starosty ziemskiego powiatu wałbrzyskiego, a ten starosta zwołał konferencję prasową i wieść o znalezionym pociągu rypnęła siłą sensacji na całą Polskę. A kiedy po kilku dniach znalazcy zgłosili znalezisko poprawnie prezydentowi Wałbrzycha i wskazali dokładnie lokalizację ukrycia pociągu, zaczęło się szaleństwo medialne. Znalazcy jednocześnie zgłosili znalezisko pociągu pancernego do Ministerstw Kultury, Finansów i Skarbu. Dziennikarze wydzwaniali do nas z pytaniami, co wiemy na ten temat. Jako generalny konserwator zabytków przestraszyłem się, że z racji zaminowania pociągu jego liczne poszukiwania przez osoby niepowołane mogą być bardzo niebezpieczne, dlatego 27 sierpnia zwróciłem się przez media z apelem, by nie poszukiwać pociągu na własną rękę, bo grozi to niebezpieczeństwem i jednocześnie zwołałem na dzień następny konferencję prasową.

– Tak, zgadza się, 28 sierpnia dochodzi do pańskiej pamiętnej konferencji prasowej, gdzie na 99 procent potwierdza pan istnienie pociągu...

– Z jednoczesnym zaznaczeniem, że pewność co do jego istnienia będzie dopiero wtedy, gdy do niego dotrzemy. Na konferencję wychodziłem z przeświadczeniem, że rozbroję małą minę, a wybuchł wielki, atomowy grzyb informacyjny na cały świat. Najważniejsze dla mnie było ostrzeżenie przed poszukiwaniem pociągu na własną rękę, z racji domniemanego zaminowania i udzielenie społeczeństwu rzetelnej informacji o formie i istocie zgłoszonego znaleziska.

– Ale krótko po konferencji zamilkł pan w sprawie...?

– Od 1 września wojewoda dolnośląski jako przedstawiciel rządu w terenie powołał wojewódzki sztab zarządzania kryzysowego specjalnie do sprawy pociągu i przejął całą rządową procedurę związaną z pancernym pociągiem. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Możliwe, że dziś niektóre osoby wiedzą już więcej, niż ja. Spokojnie czekam na dotarcie do pociągu i informację, czy w jego wnętrzu znajdują się też zabytki, bo wtedy muszą tam wkroczyć moje służby konserwatorskie.

– Wygląda więc na to, że znalazcy zostali odsunięci, a rząd całkowicie przejął poszukiwania.

– Trudno mi to komentować. Uważam, że powiedziałem na konferencji to, co powinienem, bo opinia publiczna na tym etapie miała prawo wiedzieć o znalezisku. Czas potwierdził, że to była dla narodu polskiego bardzo ważna sprawa.

– Czy to prawda, że został pan ukarany za swoją zbyt śmiałą wypowiedź?

– To bzdura. Pozostałem wiceministrem i generalnym konserwatorem zabytków. A moje zamilknięcie po przejęciu sprawy przez wojewodę dolnośląskiego było związane z zasadą, że z różnych względów, również bezpieczeństwa, nie mogły dwa ośrodki rządowe udzielać informacji. Natomiast co do moich dalszych losów na stanowisku, po wyborach parlamentarnych mamy nowa sytuację – to PiS niebawem obsadzi stanowiska rządowe.

– A czy to prawda, że niektórzy próbowali rozegrać tę sprawę przeciwko panu w samym PSL i odebrać panu „jedynkę” na liście w naszym okręgu wyborczym w niedawnych wyborach parlamentarnych?

– Wychodząc na konferencję prasową 28 sierpnia, nie zdawałem sobie sprawy, że ukryty pociąg pancerny stanie się sprawą bardzo polityczną, nawet w wymiarze międzynarodowym. A wracając do spraw wewnątrz PSL, pozwoli pan, że pozostawię pana pytacanie bez odpowiedzi.

– Dziennikarze, ale też tzw. „zwykli obywatele” twierdzili, że gdyby pan nie ujawnił publicznie sprawy pociągu i potwierdził z ogromnym prawdopodobieństwem, że on istnieje, to znaleźliby się w kraju tacy, co zrobiliby wszystko, by zamieść temat pod dywan...

– To oznacza niestety, że zaufanie do władzy publicznej jest niskie. W Warszawie przetoczyła się wielka debata, czy miałem prawo tak wiele powiedzieć społeczeństwu. Sam uważam, że urzędy nie powinny być skostniałe. Muszą działać dla dobra publicznego oraz transparentnie i ten cel mi przyświecał, kiedy wychodziłem na historyczną już konferencję prasową.

– Dlaczego dotarcie do pociągu tak długo trwa?

– Dam przykład: od momentu odkrycia grobu faraona Tutanchamona przez Howarda Cartera i lorda Carnarvona (rok 1922) do chwili wydobycia wszystkich zabytków minęło 10 lat. W takich przypadkach pośpiech jest niewskazany. Są procedury, zaangażowane środki publiczne, względy bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że do końca tego roku pociąg zostanie fizycznie odkryty.




PIOTR ŻUCHOWSKI na tle
polskiego parowozu z lat 50. stojącego
przed dworcem PKP Iława Główna.




  2015-11-04  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
107001069



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.