To dopiero był eksces! Sesja rady w Lubawie była miejscem emocjonującego wydarzenia obyczajowego. Bohaterami stali się ANDRZEJ KLEINA, mieszkaniec ulicy Sądowej w Lubawie oraz JACEK RÓŻAŃSKI, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Niejednego o szybsze bicie serca na sesji przyprawiły słowa Andrzeja Kleiny, zabierającego głos jako „mieszkaniec Lubawy z ulicy Sądowej” (w innych okolicznościach także felietonisty Kuriera):
– Panie burmistrzu, miałbym subiektywną prośbę. Jeżeli jest to możliwe, ażeby przesadzić pana Różańskiego, ponieważ wytrzeszcz oczu, który prezentuje, spozierając na mnie, powoduje, iż po każdej sesji dostaję łupież, a nawet zaczynam się moczyć!
– Panie Kleina, nie przesadzajmy! Pan obraża pana Różańskiego! – przerwał obrady wiceprzewodniczący Zygmunt Grubaski. Na sali podniósł się szum, ale wątku nikt nie pociągnął.
Co chciał Kleina wyrazić poprzez swoje słowa? Zapytaliśmy po sesji.
– Cóż, mogłem przemówić do Jacka Różańskiego frazą np. Orestesa z Eurypidesa: „Ach bracie! Twój wzrok staje się dziki (na mój widok). Popadłeś teraz w złość, a przed chwilą byłeś rozumny” – odpisał nam drogą internetową Kleina. – Ja jednak przemówiłem sobą, akcentując, że mowa ciała, którą Różański przemawia do mnie, charakterystycznym wytrzeszczem oczu, powoduje moje lęki, uzewnętrzniające się łupieżem i nocnym, mimowolnym się moczeniem. Mimika Różańskiego, ten charakterystyczny dla samców naczelnych grymas i wytrzeszcz gałek ocznych jak w chorobie Gravesa-Basedova, pozwalały mi na oczekiwanie lada moment ryku bojowego i walenia się pięściami po klatce piersiowej. Jak u goryli... Żeby odstraszyć przeciwnika. No to poprosiłem burmistrza o pomoc...
O zdanie poprosiliśmy również druga stronę: – Dopiero gdy pan Kleina to powiedział, to zrobiłem wielkie oczy. Oczywiście chory na wytrzeszcz nie jestem, a pan Kleina w każdej chwili mógł sam się przesiąść – skomentował po sesji Jacek Różański. – A tak na poważnie, to ucieszyła mnie postawa radnych, którzy zażądali, by odebrać głos panu Kleinie. Inni, podobnie jak ja reagują na jego zachowanie. Słowa zawsze świadczą o autorze. Widocznie autor nie wytrzymuje nerwowo.
W odpowiedzi Kleina uśmiecha się szeroko: – Różański chyba kompletnie zbzikował, bo nie ma powodu żebym ja musiał się denerwować, wszak to on z całą resztą „układu lubawskiego” jest zależny od opinii publicznej. Zrozumiałem wtedy na sesji, że rzucam perły przed wieprze i sam podziękowałem za głos. Najgłośniej wydzierała się radna Anna Tańska, mega-specjalistka od budowy mostów i autostrad. Wtórowała jej dwójka facetów-milczków, którzy nigdy, ale to nigdy nie zabierali głosu: Tadeusz Licznerski oraz Marian Kasprowicz. Wrzask o zabranie mi mikrofonu to z jednej strony świadectwo sprawności intelektualnej, z drugiej zaś arogancji. Demokracja, zwłaszcza ta lokalna, na dyspucie, nawet ostrej polega, a nie na zamykaniu adwersarzowi ust.
RADOSŁAW SAFIANOWSKI
JAROSŁAW SYNOWIEC
Po prawej: Jacek Różański. W głębi: Andrzej Kleina.