Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

INFORMACJE
Czarna seria zatruć dzieci
Zły dotyk pana nauczyciela wuefu
Alkoholu nie kupisz nocą
Silna kobieta z talentem
Znowu podwyżka za wywóz śmieci
Nowa sekretarz miasta Iławy
Hulajnogi blokują miasto
Kto wreszcie zlikwiduje szlabany?
Kolejna porodówka zlikwidowana
Szef zapłaci za zmarłego pracownika
Koniec ery Adama Żylińskiego
Zabił ją narkotyk
Odeszła legenda sportu
Nie żyje Aleksandra Zecha
Iga Świątek i Agnieszka Radwańska polubiły Iławę
Droższe bilety autobusów miejskich
Czy ktoś kradnie nawet woreczki na psie kupy?
Paszport wyrobisz w Iławie!
Czy przewodniczący Brzozowski straci mandat?
Znany muzyk jazzowy oskarżony o pedofilię
Więcej...

INFORMACJE

2004-08-19

Sklep przy drodze prawdę ci powie


Jan Fijor: Na pański rozum

Czy to w deszcz, czy w słoneczną spiekotę siedzą cierpliwie przy drodze, często po kilkanaście godzin dziennie, czekając na klienta. Przydrożni sprzedawcy wędzonych ryb, jabłek czy najczęściej grzybów i innego runa leśnego są wybitnie polską specjalnością.

Wprawdzie handel uliczny jest podstawą bytu setek milionów ludzi na całym świecie, lecz w wydaniu takim jak nasze, poza Polską jest praktycznie niemożliwy.

Po pierwsze dlatego, że gros ruchu osobowego, a na taki przydrożni handlarze liczą najbardziej, odbywa się po autostradach, których u nas nie ma, a do których piesi dostępu nie mają. Po drugie, na autostradach istnieje ścisły zakaz zatrzymywania się. Po trzecie dlatego, że lasy są prywatne i zbieranie runa leśnego, które jest podstawą bytu przydrożnych sprzedawców, jest po prostu kradzieżą. Po czwarte, bo to się nie opłaca.

I na tym ostatnim aspekcie handlu przydrożnego chciałbym się na moment skupić.

Handel przydrożny jest odbiciem bierności panującej w polskim handlu. W większości placówek handlowych, nie licząc zawodowców takich jak supermarkety czy sieci sklepowe, sprzedawanie polega na siedzeniu i czekaniu na konsumenta. Bez wysiłku, bez inicjatywy, czasem nawet i bez pracy.

Trudno zrozumieć, dlaczego żaden, ale to żaden z setek sprzedających grzyby wzdłuż drogi nr 7 lub 16 nie zada sobie choć troszkę trudu i nie wystawi kartki na patyku z napisem „prawdziwki” albo „rydze”. Coś, co go wyróżni od innych, co poinformuje o jego istnieniu. W języku fachowym nazywa się to marketingiem. Nie zdarzyło mi się dostrzec, by jakikolwiek przydrożny sprzedawca jabłek zatknął przy swoim „kiosku” cenę oferowanych owoców.

Przy drodze z Gdańska do Warszawy, na odcinku tylko 1 km naliczyłem 56 sprzedawców. Każdy z dwoma, trzema słoiczkami grzybów czy jagód, które zebrał rankiem. Mógłby zebrać więcej, ale nie ma czasu. Musi siedzieć przy drodze.

Z powodu niewielkich ilości towaru, ceny są wyższe niż w warszawskich sklepach, mimo to nikomu nie przyjdzie do głowy sprzedać taniej niż sprzedaje sąsiad. O targowaniu się nie ma mowy. Utarło się, że ceny są regulowane. Przy drogach reguluje je wpływowy przedstawiciel lokalnej starszyzny. Dlatego część produktów jest wyrzucana albo zjadana przez rodzinę sprzedawcy. Nic w tym złego, ale przecież mogli je zjeść znacznie wcześniej bez konieczności wysiadywania przy drodze 12 godzin. Czas ma swoją cenę, której nie liczą. Właśnie z powodu kosztów czasu te grzyby, jabłka czy maliny są droższe przy drodze niż w supermarkecie.

Gdyby doszło do podziału pracy – jeden sprzedaje, drugi zbiera – wydajność przydrożnego biznesu byłaby znacznie wyższa. Gdyby skomasować ten cały zapas towaru z 56 punktów sprzedaży w jeden czy dwa przydrożne mini-markeciki leśne, wystarczyłoby paru sprzedawców, reszta zbierałaby nowy towar. W ten sposób można by zwiększyć obrót i obniżyć koszt, a tym samym cenę. Zwiększyłby się dochód sprzedawców, nie mówiąc o poprawie bezpieczeństwa na drogach. „Coś pan zwariował?! Zbychu miałby moje grzyby sprzedawać?!” – skomentował pomysł przydrożny sprzedawca runa.

Aaron Montgomery, wiejski chłopak ze stanu Michigan (USA), miał więcej wyobraźni. Kiedy w początkach ubiegłego stulecia zakładał swój sklepik, który rozrósł się z czasem w potężną sieć handlową, policzył, że nieważne ile się zarabia na słoiku jagód, lecz ile zarabia się na całej działalności.

Jeśli na jednym słoiku zarobię 50 groszy, a sprzedam tych słoików 100, to mój zysk będzie wyższy niż gdybym zarabiał na słoiku 3 zł, lecz sprzedał ich 10. Dlatego właśnie średnia zyskowność największych na świecie sieci supermarketów wynosi 1 cent na dolarze. Dzięki niskiej cenie, ten 1 dolar obracany jest w ciągu roku 26 razy, dając zysk na kapitale rzędu 26 proc.

Nasi przydrożni handlowcy takich problemów nie mają, dlatego stoją i marnotrawią swój wysiłek, narzekając nas swój lichy los i rujnujące ich supermarkety.

JAN M. FIJOR

  2004-08-19  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106996456



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.