W miejscu, gdzie w przyszłości ma być położony cmentarz, dziś tymczasowo jest żwirownia. Podczas wykonywania rutynowych czynności w pracy, zginął tam mężczyzna z kisielickiej komunalki. Ratował staczający się traktor, a sam stał się ofiarą jego miażdżących kół.
Piotr Witzke miał 35 lat. Osierocił dwoje dzieci, a także żonę. Od czterech lat pracował w Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Kisielicach.
Niestety już nie dowiemy się, co może śnić się człowiekowi w noc przed śmiercią... We wtorek 7 września, w godzinach przedpołudniowych, zginał w tragicznym wypadku w miejscu pracy – w żwirowni na przedmieściach Kisielic.
KOLEJNOŚĆ ZDARZEŃ
Na wzniesieniu obok cmentarza dwaj pracownicy z komunalki wybierali i wywozili żwir. Jeden obsługiwał koparkę, drugi – traktor z przyczepą.
– Ciągnik stał na wzniesieniu. Z tego co wiemy, pozostawiony był na biegu jałowym, silnik zaś pracował. Właśnie praca silnika prawdopodobnie doprowadziła do drgań, w skutek czego ciągnik zaczął się sam staczać – mówi Janusz Skuzjus, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Iławie. – Najwidoczniej mężczyzna chciał ratować sprzęt przed zniszczeniem. Chciał chyba obiec ciągnik, który staczał się z tą przyczepą. Prawdopodobnie miał zamiar wskoczyć do kabiny ciągnika i zahamować cały skład, cały ten pojazd.
Nie zdążył, niestety. Upadł i trafił pod koła, które go przejechały. Śmierć była praktycznie natychmiastowa, choć na pewno straszna, bo w krótkiej, ale jakże okrutnej męczarni. Fizyka ciężaru była bezlitosna.
A ciągnik zatrzymał się całkiem blisko, na słupie wysokiego napięcia.
ŚLEDZTWO
Na miejsce przyjechało pogotowie, prokurator i „sztab policji”. Wykonano szczegółowe zdjęcia, by mieć pewność i gwarancję, że nie było w wypadku udziału osób trzecich: czy nie doszło np. do planowanego zamachu na życie i zdrowie tego człowieka. Jednak ostatecznie udział innych osób wykluczono.
Według rzecznika prasowego, sam traktor jak i jego podstawowe wyposażenie – po pobieżnych oględzinach – były sprawne, a pracownik miał wymagane uprawnienia do obsługi ciągnika z przyczepą.
Jak później udało nam się ustalić, prokuratura zdecydowała się jednak na odesłanie pojazdu do specjalistycznych badań technicznych. Stan techniczny mógł wskazywać na – na przykład – niesprawne hamulce, bowiem okazało się, że pęknięty był przewód ciśnieniowy hamulca nożnego. Niewykluczone też, że stało się to właśnie podczas tego tragicznego wypadku. Dochodzenie jeszcze nie jest zamknięte.
Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała rozległe obrażenia jamy brzusznej i klatki piersiowej. Uszkodzone zostały liczne organy wewnętrzne oraz szkielet.
ODPOWIEDZIALNY DO KOŃCA
– Było widać, że dbał o służbowy sprzęt i zależało mu na pracy – komentuje dalej rzecznik. – Proszę sobie wyobrazić, masa żelastwa, która stacza się, a on mimo wszystko próbuje to ratować, próbuje zatrzymać ten zjeżdżający ciągnik z przyczepą. Być może inny powiedziałby: „Trudno, niech sobie spada, niech sobie leci, gdzieś się zatrzyma”. Widać, że pan Piotr był bardzo odpowiedzialny, skoro podjął taką decyzję, aby próbować ratować służbowy pojazd, lecz niestety zapłacił za to najwyższą cenę, własne życie.
MILCZĄ
Jarosław Szydłowski, komendant posterunki policji w Kisielicach oraz Jerzy Tchórz, kierownik Zakładzie Gospodarki Komunalnej nie chcieli udzielać żadnych informacji.
– Prokurator prowadzi sprawę – wyjaśniają. Przekonuję ich tłumacząc, iż to, że prokurator prowadzi sprawę, to jest jego praca i obowiązek, ale to nie powód, by „sznurować usta”.
– Jak możemy, tak staramy się pomagać rodzinie – powiedział Tchórz. – Będzie odszkodowanie i wszystko jak należy. Zawieźliśmy 3 tysiące złotych żonie tragicznie zmarłego parownika.
NIE TYLKO ON
Rok temu, w tym samym miejscu, wydarzył się podobny wypadek. Tamten mężczyzna był jednak osobą prywatną. Odniósł szereg obrażeń i przeszedł wiele skomplikowanych operacji. Przeżył.
– I to był już wtedy sygnał i ostrzeżenie, by coś z tym miejscem zrobić, oznakować, ogrodzić – oburza się jeden mieszkańców. – Przychodzi tu wiele osób po żwir. O nieszczęście nietrudno. Poza tym to miejsce znajduje się bezpośrednio pod napowietrzną, zbyt nisko zainstalowaną linią wysokiego napięcia. Czy można wykonywać tu takie prace?
Mieszkańcy opowiadają też, jak w tym miejscu kiedyś „utknęła” karetka pogotowia jadąca do chorego. Nie było znaku, że zamiast drogi jest wykopana dziura.
OZNAKOWANIE
Miejsce, o którym piszemy, jest własnością Urzędu Miasta i Gminy w Kisielicach. Te 1,20 hektara zostało wykupione 6 lat temu od mieszkanki Kisielic pod rozbudowę cmentarza.
– Okazało się, że jest tam dobry piasek – wyjaśnia sekretarz miasta Maria Pokorska. – Dlatego po co kupować inną działkę, jeśli mamy swoją piaskownię? Zakład Gospodarki Komunalnej jest jednostką budżetową podległą Urzędowi Miasta. I my, jako właściciele, korzystamy z tego. Piasek nie jest dla wszystkich. Tam nie może wejść kto chce i brać sobie piasek, bo nam dziur narobi. Tam będzie cmentarz i my musimy to wszystko później wyrównać.
To miejsce już wgląda jak cmentarz. Znicze płoną na miejscu, gdzie leżały zwłoki pana Piotra.
– W trakcie przeprowadzanego postępowania będą brane pod uwagę wszystkie kwestie. Również te związane z zabezpieczeniem i oznakowaniem tego miejsca. Wszystko będzie poddane analizie – dodaje oficer Skuzjus.
MARTA GORSHKOV
Kisielice. Na miejscu obecnej żwirowni
będzie w przyszłości cmentarz.
Ale to miejsce już wgląda jak cmentarzysko.
Na miejscu tragicznego wypadku
płoną znicze...