Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

INFORMACJE
Czarna seria zatruć dzieci
Zły dotyk pana nauczyciela wuefu
Alkoholu nie kupisz nocą
Silna kobieta z talentem
Znowu podwyżka za wywóz śmieci
Nowa sekretarz miasta Iławy
Hulajnogi blokują miasto
Kto wreszcie zlikwiduje szlabany?
Kolejna porodówka zlikwidowana
Szef zapłaci za zmarłego pracownika
Koniec ery Adama Żylińskiego
Zabił ją narkotyk
Odeszła legenda sportu
Nie żyje Aleksandra Zecha
Iga Świątek i Agnieszka Radwańska polubiły Iławę
Droższe bilety autobusów miejskich
Czy ktoś kradnie nawet woreczki na psie kupy?
Paszport wyrobisz w Iławie!
Czy przewodniczący Brzozowski straci mandat?
Znany muzyk jazzowy oskarżony o pedofilię
Więcej...

INFORMACJE

2005-02-09

Żyliński: Kiedyś musiałem przegrać!


Unikam rozmów z ludźmi, których charakteryzuje intelektualna miałkość i prymitywna wrzaskliwość. Dlatego umówiłem się z ADAMEM ŻYLIŃSKIM, byłym Burmistrzem Miasta Iławy. Posłuchajcie...




ANDRZEJ KLEINA:
– Powiada się, że elementarną cechą władzy jest arogancja i nonszalancja. Potwierdziłby to pan własnym przykładem?

ADAM ŻYLIŃSKI:
– Uff! Nieźle pan zaczął! No i co ja mam teraz panu odpowiedzieć, że świat tonie w objęciach arogantów, tylko ja, jako jeden z nielicznych, byłem cacy? Przecież to nieprawda! Przez te wszystkie lata nie raz, nie dwa puszczały mi nerwy i stawałem się wówczas bardzo nieprzyjemny dla rodziny, współpracowników i napotkanych pierwszy raz w życiu ludzi. Oczywiście starałem się panować nad sobą, ale nie zawsze kończyło się to sukcesem. A nonszalancja? Dużo by o niej opowiadać, ale największym jej przejawem było to, że wszystkich ludzi, którzy pojawili się w moim życiu, mierzyłem własną miarą. Używając do tego wykładni takich pojęć, jak kodeks honorowy, pryncypialność, logika w postępowaniu, ogólna wiedza humanistyczna, itp. To był absolutny rekord świata nonszalancji... i głębokiej naiwności w moim wykonaniu.

– Korzystał pan z pomocy psychoterapeuty po przegranych wyborach, bo dla chronicznego burmistrza, jakim pan był, niemały to musiał być szok...

– Niezastąpionym lekarzem mojej skołatanej wyborczą klęską duszy okazała się żona Aleksandra. Kiedy wiele lat temu wybrano mnie po raz pierwszy na burmistrza, ona usunęła się w cień. Zajęła się wychowaniem syna, prowadzeniem domu. Na całą dekadę utraciła status osoby aktywnej zawodowo. Kiedy przegrałem wybory, przystąpiła natychmiast do działania. Nie pozwoliła mi ani na sekundę rozczulać się nad sobą. Okazało się, że mieszkam pod jednym dachem z nieprawdopodobnym twardzielem.

– Czy miał pan szansę wówczas wygrać? Co nie dopisało? Jak to widzi pan dzisiaj? Wziął się pan za bary z analizą porażki, czy dokonał pan wyparcia? Proszę nie mówić, że to już historia...

– To jednak jest już historia, ale której nie mam najmniejszego zamiaru się wypierać. Te trzy kadencje zupełnie przemeblowały moje, wcześniej dość banalne, życie. Dzięki „burmistrzowaniu” przeżyłem wiele niezwykłych lat pod każdym względem. Ten etap w moim życiu zawsze będę traktował jako przepiękny dar losu. Wybory przegrałem, bo w końcu musiałem jakieś przegrać! Pokonanie mnie nie było wcale takie trudne. Podatny grunt dla moich przeciwników stanowiły dwie kluczowe przesłanki: 12 lat byłem burmistrzem Iławy (dla wielu stanowczo za długo) i katastrofalna sytuacja zwykłych ludzi w całej Polsce, więc lokalnie trzeba było skanalizować swój gniew na kimś, kto jest najbliżej. Innymi słowy: jesienią 2002 roku w trakcie wyborów samorządowych istniało w Iławie olbrzymie zapotrzebowanie na zmiany i nie było na to siły... By ówczesny krajobraz po bitwie był pełny, dodać należy do niego smaczki w postaci ubeckich zmasowanych pomówień o „niewpuszczaniu inwestorów do Iławy”, lansowanych przez wszelkiej maści odrażające typy.

– Seneka powiada, że „posiadanie władzy to przypadek, cnotą jest jej przekazanie”. Jak z tą cnotą u pana?

– Chyba nie tak źle, skoro niemalże na następny dzień po wyborach podjąłem nieodwracalną decyzję, że już nigdy nie będę ubiegał się o funkcję burmistrza, traktując ten etap w moim życiu za definitywnie zakończony. Staram się również nie zabierać publicznie głosu w kwestiach dotyczących aktualnej sytuacji w Iławie, chociaż zaręczam panu, że to milczenie przychodzi mi z najwyższym trudem.

– Ostatnio zacząłem konstruować niezbyt odkrywczą teorię, iż władza uzależnia. Jak narkotyk. Jest pan narkomanem?

– Nie zdarzyło mi się przeżywać burmistrzowania poprzez upajanie się samodzierżawiem, czy też delektowanie poczuciem jakiejś szczególnej władzy. Zapewne rozczaruję pana, ale szukając odpowiedzi na to pytanie, nie będę też bajdurzył o szlachetnym poczuciu misji, dźwiganiu wielkiej odpowiedzialności, czy epickim wymiarze służby publicznej... Moje sprawowanie funkcji burmistrza wolę porównać do fascynującej książki przeczytanej jednym tchem przez jedną noc, którą przejęty i wzruszony zatrzasnąłem nad ranem i odłożyłem na półkę. Nie mam zwyczaju sięgać ponownie po te same książki, ale bardzo lubię dotknąć od czasu do czasu grzbiet tej, którą już kiedyś czytałem. Jeżeli zechce nazwać pan to narkotycznym uzależnieniem, przyjmę taki „wyrok” z pokorą...

– Piotr Tymochowicz to fachman czy szarlatan? W niedawnym Forum Psychologicznym znalazłem informację, że był ścigany listem gończym za uwiedzenie nieletniej. Czy gdyby miało to miejsce w okresie przedwyborczym, kiedy Tymochowicz miał panu pomóc zwyciężyć, podparłby się pan takim gościem? Kiedy dowiedziałem się, że iławianin Marcin Woźniak pracuje u Tymochowicza, to się zatroskałem, żeby chłopak też nie zgrzeszył z młódką jaką warszawską...

– Głównym architektem moich planów politycznych byłem ja sam. Język kampanii wyborczych, geograficzny zasięg, wyborcze obietnice, zawsze było to moim dziełem. Kiedy jednak po pierwszej turze wyborów w 2002 roku otrzymałem 27% a mój rywal 46% głosów, zmieniło się wszystko. Ja już wiedziałem, że przegrałem wybory i stałem się obojętny, pasywny. Tymczasem moje otoczenie wpadło w panikę, mając w perspektywie utratę pracy i dyktatorskie rządy następcy. Życie pokazało, że ich obawy były całkowicie uzasadnione. Wówczas narodził się pomysł przyjazdu Piotra Tymochowicza. Wyraziłem na to zgodę, by nikt z moich współpracowników i przyjaciół nie postawił mi zarzutu, że moje egoistyczne poczucie urażonej dumy wzięło górę nad potrzebą ratowania poczucia publicznej stabilizacji Iławy. Piotra Tymochowicza poznawałem przez pięć dni drugiej tury, a to za mało, by wyrazić o nim jakiś w miarę kompetentny pogląd.

– W jednym z wywiadów po przegranych wyborach stwierdził pan, iż posiada ogromną bibliotekę i spore zaległości. Zmniejszyły się co nieco? A może ją pan uzupełnia?

– Każdy człowiek powinien mieć jakieś pozytywne odchylenia od normy, takie tylko sobie przynależne „coś.” Moim szaleństwem są książki i niewątpliwie w tej materii jestem snobem do kwadratu. W mojej bibliotece mam dosłownie wszystko. Najwięcej jednak pozycji zajmuje ukochana historia. Wiele z tych książek nie będę w stanie przeczytać, bo życie jest zbyt krótkie, ale sam fakt ich posiadania sprawia mi ogromną frajdę.

– Mówił też pan, iż ma co robić i deklarował pracę w dobrze prosperującej firmie żony. Po krótkiej przygodzie z tą firmą wylądował pan w starostwie. Czyżby tak pan osłabił finansowo firmę żony, że pana zwolniła? A może jedyne, co umie pan robić, to być urzędnikiem?

– Śmiało możemy przyjąć hipotezę, że do biznesu się nie nadaję i najlepiej czuję się w roli urzędnika. Moja żona okazała się dla mnie największą powyborczą niespodzianką. Po 10 latach zawodowej przerwy wróciła do swojego fachu i czuje się w nim jak ryba w wodzie. Haruje od rana do wieczora i kocha to, co robi. Gdzież mnie, zmanierowanemu budżetowcowi, równać do niej! A panu dziękuję za tak sformułowane pytanie...

– Zarabia pan nieźle, jak sądzę, w iławskim starostwie. I zapewne zgodnie z hasłem wyborczym Maśkiewicza, wydaje pan też w Iławie...

– Zarabiam tak jak większość dyrektorów powiatowych urzędów pracy w regionie. Produktem ubocznym mojej posady w starostwie jest to, że mam tzw. zdolność kredytową i dzięki temu mogłem zaciągnąć pożyczki na rzecz powstającej praktycznie od zera firmy mojej żony. Po roku działalności, dziś żona zatrudnia załogę ponad 60-osobową. Ci ludzie, zgodnie z hasłem wyborczym Maśkiewicza, zarabiają w Iławie, ale nie wiem, niestety, gdzie zarobione pieniądze wydają.

– Pewna gazeta na „Ku” wywaliła informację, że ma pan charyzmę. Co to takiego? I gdzie ją można zamówić? Wszystko, co na „Ceha” dobrze mi się kojarzy...

– Nie wiem, co miała na myśli gazeta na „Ku”, przypisując mi charyzmę. Najtrudniej być sędzią we własnej sprawie. Rozróżniam dwie postaci charyzmy. Jedna dotyczy dyrygenta ludzkich emocji na trybunach i takim kimś nigdy nie chciałbym być. Ale jest i druga odmiana charyzmy, do której chętnie się przyznam. To jasno wytyczona droga życiowa, przejrzyste zasady postępowania, nieustanne poszukiwanie nowego, łamanie schematów myślenia, ciągły moralny niepokój...

– Intelektualnie jest pan bystrzachą? Bo słyszałem, że tak. A może w narodowym teście inteligencji brał pan udział? Ja brałem i wyszło mi powyżej opiekacza do grzanek...

– Wolałbym, żeby pan sam to ewentualnie stwierdził. A tak zupełnie serio, to któż z nas nie chciałby czuć się bystrzachą? Kiedy przebrnę przez jakiś trudny tekst ze zrozumieniem, odczuwam satysfakcję i czuję się dowartościowany. Ale wielokroć po rozmowach z wieloma ludźmi czułem się intelektualnie obdarty, mając świadomość, jak wiele istnieje jeszcze przede mną pól nieznanych, których pewnie do końca życia nie będę w stanie odkryć i zrozumieć.

– Czuje się pan spełniony w Iławie?

– Publicznie czuję się spełniony. Nikt i nic nie jest w stanie mi zabrać tego przepięknego, fantastycznie kolorowego snu, jakim była moja praca na stanowisku burmistrza. Prywatnie wszystko, co najlepsze i najciekawsze dopiero przede mną i moimi najbliższymi. Spełniony poczuję się dopiero wówczas, gdy wybudujemy gdzieś na wsi dom, w otoczeniu przyrody, zwierząt i przyjaznych ludzi, z dala od morza cynizmu, nepotyzmu, korupcji i zbiorowego udawania.

– Poszedłby pan z Maśkiewiczem na piwo, gdyby pana zaprosił?

– Bardzo proszę następne pytanie.

– Umiałby pan siebie scharakteryzować? Poza wyglądem zewnętrznym. Bo ja to taki flegmatyczny choleryk...

– Moja bardzo dzielna matka, która była przez ponad 20 lat wdową, samotnie wychowującą, w straszliwej biedzie czwórkę chłopaków, nie nazywała mnie inaczej, jak niepoprawnym marzycielem. Moja matka dawno już nie żyje, a ja, osiągając wiek dojrzały, ciągle mam jakieś marzenia...

– Czy miałby pan pomysł na Iławę dzisiaj, będąc burmistrzem? Polityka, nawet ta mniejsza, lokalna, to rodzaj świata subatomowego i nieeuklidesowego niestety, w którym część może być łatwo większa od całości, a dwa przedmioty mogą się jednocześnie znajdować w tym samym miejscu. Albo jeden przedmiot w dwóch miejscach. Tak jak w Lubawie jedna ulica znajdowała się w dwóch miejscach... Czy przeto, powtarzam, miałby pan konkretny pomysł na Iławę? Zgodny z logiką arystotelesowską i matematyką euklidesowską?

– Pomysłów na określone miasto nie może mieć jeden człowiek. Praca w samorządzie polega na działaniu zespołowym. Lider ma do wykonania niewątpliwie zadanie najważniejsze. Musi zebrać „myśli nieuczesane” od innych, ułożyć je w katalog, nakreślić wizję i przystąpić do wykonania w sposób cierpliwy i konsekwentny. Nie powinien wchodzić w szczegóły, oddając pole innym, ale cały czas powinien czuwać nad całością. Powinien mieć zdolność obrony linii przyjętej przez swoich współpracowników, dać im poczucie stabilizacji, umieć nadstawić za nich karku. Jeżeli ludzie otrzymują swobodę działania, uzyskują wówczas tzw. radość tworzenia, a sukcesy samorządowe nadejdą szybciej, niż się tego spodziewamy. Obserwując dzisiejsze osiągnięcia samorządu iławskiego, trudno mi ukryć rozbawienie. Za wyjątkiem basenu, absolutnie wszystko inne, to przedsięwzięcia dawno opracowane, w ogromnej części przesądzone w materii tzw. pozyskanych środków przez poprzednią ekipę. Nic mi nie wiadomo o jakiś niezwykłych pomysłach, które zmieniałyby od lat przyjęty kurs rozwoju naszego miasta. Całe szczęście, że lwia część inwestycji została podana następcom na przysłowiowej tacy i trudno byłoby im cokolwiek zepsuć.

– Sen taki miałem, że burmistrzowania ma pan po dziurki w nosie. Powiedział mi pan w nim, że jest pan tak rozkosznie pewnym swojej wygranej, że zostanie pan senatorem... Jako specjalista od przepowiedni (to już na jawie), z których jedne się sprawdzają, inne nie, gwarantuję, że ma pan szansę. Gwarantuję też panu, że zostanie pan kawalerem dwóch medali. Jeden będzie brązowy, drugi za to srebrny...

– Z tym moim powrotem do służby publicznej nic nie jest jeszcze przesądzone... W samorządzie nie przewiduję ubiegania się o żadną wybieralną funkcję. Pojawiły się nieformalne sugestie, bym kandydował do Senatu z ramienia PO, tej samej, która postuluje likwidację Senatu w przyszłości. Sam jestem tego postulatu gorącym zwolennikiem. Jednak wewnątrzpartyjna droga do udziału w wyborach parlamentarnych jest jeszcze bardzo długa i może być pełna niespodzianek. Dlatego nic na siłę.

– Panie Adamie dziękuję za rozmowę! Fajnie było...

Notował: ANDRZEJ KLEINA





  2005-02-09  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
107003138



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.