Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2008-05-07

Czy potrafimy w życiu wyłapać te ważne chwile?


Patrzeć życiu prosto w twarz. Poznać je, jego smak. W końcu poznawszy je, pokochać je takim, jakie jest. A potem zrezygnować z niego. Między nami lata, wciąż lata, wciąż miłość, wciąż godziny.


Tomasz Reich


Zaprzyjaźniła się z Ouse na dobre. To zaledwie kilkanaście kroków od domu. W sam raz, żeby wyjść z domu i do niego nie wrócić. Virginia tego dnia poczuła tylko ból, uporczywy ból. Wiedziała, że już nie da rady go powstrzymać. Nie chciała więcej być ciężarem dla męża Leonarda Woolfa ani dla swojej siostry Vanessy. Oboje byli dla niej wszystkim, oboje walczyli o każdy nowy jej dzień. Virginia była im za to wdzięczna, bardzo wdzięczna. Ale 28 marca 1941 r. wdzięczność i poczucie winy przelały się w niej w Ouse. Woolf od zawsze miała pociąg do śmierci, cierpiała bardzo i jeszcze większy żal był w pisarce, bo choć pragnęła się go pozbyć, nie potrafiła się z niego podźwignąć. To było za wiele. Tym razem napisała dwa listy i wyszła ze swojego domu o bladym świcie. Umęczonymi rękoma wygrzebała z ziemi kamyki i włożyła je do kieszeni tak, żeby być cięższa od bólu, który trawił ją w środku. Weszła do mętnej wody rzeki Ouse nieopodal domu w prowincjonalnym Rodmell, położonym z dala od Londynu. Leonard bardzo kochał Virginię i dla jej lepszego samopoczucia przeniósł się na prowincję, żeby pisarka odszukała w końcu spokój. Ale nawet tu nie czuła się spokojna. Nawet tu czuła się bardzo winna, że inni są od niej zależni, że wciąż się o nią troszczą. A martwili się wszyscy, to było jednak dla Virginii za wiele. Była szczęśliwą mężatką, ale nie chciała psuć tego szczęścia złym samopoczuciem. Dlatego w końcu coś w niej pękło i zaprzyjaźniła się z rzeką Ouse na zawsze.

Woolf wybrała śmierć, bo ta okazała się dla niej receptą na życie, na ból, który zjadał ją w każdej chwili. Ze wszech miar pragnęła być szczęśliwa. Chciała też zachować szacunek do tego, co przeżyła. A ponieważ nie potrafiła w żaden sposób podźwignąć się z samej siebie, wybrała śmierć.

Pewnie wiele razy nie godzimy się z wyborem tych, co targają się na własne życie, ale samobójstwo jest tak samo nieodgadnione, jak niejasny jest cud istnienia. Nie wszystko jest nam dane rozumieć i nie wszystko udaje się ogarnąć ludzkim umysłem. Czasem jeden dzień zmienia życie człowieka niż przeżyte całe lata. Dlatego trzeba być czujnym. Podobnie jak ja przekonałem się kilka dni temu, że znowu nic nie wiem.

To był wieczór. Zwykły wtorkowy wieczór, jakich wiele. Od wielu już lat uprawiam różne sporty. W końcu trzeba dbać o kondycję i dobre samopoczucie. A nic tak nie pomaga jak odrobina sportu. Wiedzieli o tym już Grecy, z pasją sportom dali się uwieść Rzymianie. Dużo jeżdżę rowerem, znam każdą ścieżkę rowerową, każdą ulicę w Warszawie od Ursynowa aż po Bielany. Musiałem być zmęczony, bardzo zmęczony, ale w końcu przełamałem się i wsiadłem na rower. Chyba przejechałem tą samą trasą z 10 kilometrów. Na zegarku dochodziła 19:23. Byłem na wysokości Starego Mokotowa, na którym mieszkałem przez wiele lat, gdzie czuje się tak dobrze, jak w rodzinnych stronach. W końcu żadna z ulic nie jest mi tu obca, na wielu z nich kołaczą się wspomnienia sprzed lat. To fragment tej prawdziwej i przedwojennej Warszawy. Tylko ktoś, kto dobrze zna stolicę, może zrozumieć, co mam na myśli. Czuć po prostu ducha miasta, który przez wiele lat był tak dławiony i wciąż na różne sposoby próbuje się go zniszczyć. Ale tego wieczora było dość ciepło, bo w końcu to jeden z ostatnich dni kwietnia. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało. Ale samochód dosłownie wyrósł przede mną niespodziewanie. Było już za późno, żeby zatrzymać się, za późno, żeby powstrzymać zderzenie.

Lot był krótki. Co czułem? O czym myślałem? Wiedziałem, że nie wyjdę z tego cało, bo pewnych rzeczy w życiu uniknąć się nie da. Ale wtedy myślałem, czy to już mój koniec? A jeśli nie, to co będzie po drugiej stronie tego samochodu, w który uderzyłem. Co będzie?

Wypadek trwał kilka sekund, a scena być może przypominała jedną z tych, które zdarzyło się oglądać w telewizorach. Huk stłuczonej przedniej szyby w aucie i potem upadek na jezdnię. Oszczędzę wszystkim dalszych szczegółów. Wystarczy to, że w minutę zrobiło się wokół mnie tłoczno. Tłumy świadków zdarzenia, a może zderzenia. I od tego wieczoru po raz kolejny przekonałem się, że w jednej chwili możemy bardzo dużo zyskać, ale też sporo stracić. To od nas zależy, czy potrafimy w godzinach, z których składa się nasze życie, wyłapać te ważne chwile. Nieważne, jak długie, nieważne, na ile szczęśliwe i ułożone. Każdy ma swoją miarę, każdy ma też swoje pragnienia, ale nie warto z nich rezygnować. Nie wolno nikomu zrezygnować z siebie. Ważne jest też, żeby w tych trudnych chwilach był ktoś przy nas. Samotność to największe przekleństwo, które po stokroć trzeba zwalczać miłością. Rozciągać ją nad tymi, którym trudno często się podnieść w samych sobie.

Godziny

Może jedna, a może dwie.
W każdej ze swych twarzy bezczelne i spragnione władzy.
Mijają wbrew, a może pomimo.
Zbiegają się w minuty, dni, lata.
Stają się w nic.

Godziny, w których udało się zdarzyć.
Płochliwe i niestabilne.
Niepewne swego, a jednak gotowe na wszystko.
Wbrew sobie, a może na wyrost.
Słuszna jest więc zuchwałość i pociąg do istnienia.
Potykanie się o banał, w którym niełatwo o sens.

Nie ufam sprawdzonym sytuacjom.
Każda z nich potyka się o przypadek.
To on bawi się światem i wciąż odpycha od celu.
Mści się bezwstydnie, gdy wmawiam sobie pewność.

Pewnie mamy dużo czasu.
Co najwyżej godziny, w których może wydarzyć się chwila.
Nie będzie żadnych dubli ani zwrotu akcji.
Pomiędzy nami jest tylko cisza słów i spojrzeń.
Ciepło dotyku zmienione w istnienie.
Toniemy w godziny.

To dla Ciebie, Justynko, ten wiersz. To pożegnanie. Pomiędzy nami godziny, w których każdy zyskuje sens i potem go traci. Nieważne jest jednak to, czy uda się nam zadowolić wszystkich, czy wprost odwrotnie. Ważne są tylko nasze chwile. Chwile prawdy. Jest tyle miłości w każdym człowieku, tyle sensu. Dlatego wszystkim powtarzam jedno, czego w życiu trzymać się warto. „Gdybym miłości nie miał, byłbym niczym”. Zatem miłości. Pozostaniesz na zawsze w naszych sercach.

TOMASZ REICH

  2008-05-07  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106984798



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.